środa, 30 lipca 2014

Rozdział 1 - przygoda się zaczyna

Dobra, zaczynamy!
Mam nadzieję, że przeczytacie. Proszę was też o komentarze, co poprawić i tak dalej :)
Oto rozdział:

Siedziałam w swoim pokoju. Promienie słońca oświetlały moją twarz. Byłam w domu sama - mama poszła na zakupy. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Poderwałam się, zaskoczona. Przed drzwiami stał młody mężczyzna. Zamurowało mnie. Nie mogłam się wyzbyć świadomości, że gdzieś już go widziałam.
-Witaj. - głos też miał jakiś znajomy.
-Musimy się pośpieszyć. Chodź za mną. - powiedział i odwrócił się, jakby zamierzał odejść.
-Chwileczkę. - nie zrobiłam nawet kroku. - Dlaczego musimy się spieszyć, o co w ogóle chodzi?
Mężczyzna spojrzał na mnie z uwagą.
-Co się stało w szkole? - zapytał.
-Że jak? - byłam kompletnie zbita z tropu.
-Tuż przed zakończeniem roku, tydzień temu. Wyszłaś, ba, wybiegłaś ze szkoły zaraz po rozdaniu świadectw. O co chodziło?
-Skąd wiesz? - zapytałam zdumiona. W niedalekim lesie ćwierkały ptaki, na ulicy był gwar, ale ja teraz widziałam i słyszałam tylko tego faceta.
-Po prostu. - odpowiedział i wzruszył ramionami. - nie odpowiedziałaś na pytanie - zauważył.
-Ja... Bo... Tego... - jakoś nie mogłam ubrać w słowa, tego co zdarzyło się w szkole. Wyręczył mnie mężczyzna.
-Jak tylko wyszłaś z sali, na korytarzu czekały dwa wielkie psy. Naprawdę wielkie. Nikt, oprócz ciebie ich nie widział. Rzuciły się na ciebie. Nie miałaś jak się bronić, więc uciekłaś i zgubiłaś je w lesie. Zgadza się? - zapytał uprzejmie. Szczęka mi opadła. Kiwnęłam głową.
-Teraz, proszę, zaufaj mi. One wróciły. Wreszcie cię odnalazły.
Zerknęłam ze strachem na ulicę, ale nie zauważyłam na niej bestii. Mężczyzna zauważył moje spojrzenie.
-Są blisko. - powiedział. - Odwiozę cię w bezpieczne miejsce. - zaproponował jeszcze raz. Kiwnęłam głową. Szybko założyłam tenisówki i wyszłam na zalany słońcem ogród. Zamknęłam drzwi na klucz i poszłam za mężczyzną.
-Kim ty jesteś? - zapytałam jeszcze, wsiadając do jego sportowego samochodu.
-Dowiesz się w swoim czasie. - odpowiedź ta wcale mi się nie spodobała. Jechaliśmy jakieś piętnaście minut. Krajobraz szybko się zmieniał, mogłabym przysiąc, że jedziemy przynajmniej 360 km/h. W końcu mężczyzna zatrzymał samochód na wzgórzu z jakąś (swoją drogą piękną) sosną. Stojąc na szczycie wzgórza, widziałam kilkanaście domków, pola truskawek, ogromny las, stajnie, coś co wyglądało jak czynny wulkan, po którym można się wspinać... Zeszłam w dół. Przed największym domem stał jakiś mężczyzna, patrzący na wszystko z obojętnością, czy nawet niechęcią... Do niego właśnie zostałam skierowana.
-Witaj, kuzynie.
-Cześć. - krótka wymiana zdań. Tylko tyle? Nic nie rozumiałam. Nad wodą, słońce zaczynało już się zniżać.
-Proszę, jutro wszystko jej wytłumacz. - powiedział mężczyzna, który mnie tu przyprowadził, wskazując na mnie. Tamten kiwnął głową.
-No, to ja już muszę lecieć. Powodzenia. - klepnął mnie w ramię i pstryknął palcami. Nad moją głową zajaśniał złoty hologram.
-Do zobaczenia, córciu, usłyszałam jeszcze, po czym mężczyzna zniknął. Zaraz, zaraz... CÓRCIU????
-No, Aniu... - zaczął facet w koszuli w lamparcie cętki, który został przed domem.
-Asiu. - mruknęłam. Byłam zbyt oszołomiona, żeby zapytać go, skąd zna moje (trochę przekręcone) imię.
-Wszystko jedno. Witam cię w obozie i tak dalej, a teraz idź do domku numer 7. Tam znajdziesz swoje ee.. rodzeństwo. Jutro Chejron wyjaśni ci więcej.
-Kto?
-Idź już!
Cudem trafiłam do właściwego domku, bo już zaczynało robić się ciemno. Kiedy zapukałam, otworzył mi jakiś, na oko 17-sto letni chłopak.
-Cześć. - uśmiechnął się pogodnie. - Jestem Sebastian, grupowy domku. Pewnie jesteś Asia?
Kiwnęłam głową.
-Wejdź.
Przyjęłam zaproszenie. Wewnątrz domek był jasno oświetlony i mogłam się wszystkiemu przyjrzeć. Pod ścianami stał tuzin łóżek, ale tylko sześć było zajętych. Na ścianach wisiały łuki i kołczany. W kącie przy drzwiach stały dwa kosze pełne strzał. Na jednym napisane było "zwykłe", a na drugim "specjalne". Kiedy weszłam, otoczyli mnie wszyscy lokatorzy. Przedstawiali się po kolei: Paweł, Jula, Tymek, Diana, Wera. Spodobała mi się luźna atmosfera, panująca w domku, lecz ciągle trochę nie mogłam uwierzyć, że to moje rodzeństwo. Po powitaniu, Seba kazał wszystkim iść do łóżek i zgasił światło. Zasnęłam prawie natychmiast. Pierwszy raz od wielu dni nic mi się nie śniło.

Na początek

To będzie blog na podstawie serii książek Ricka Riordana. Jednak nie będzie w nim Percy'ego, Ann ani Grovera. Ta historia dzieje się już po nich. Będzie opowiadać o mnie i moim życiu w Obozie Herosów... Zresztą sami zobaczycie :)

Zapraszam