poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Rozdział 20 - pierwsza próba

Nie jestem pewna, ale to najpewniej ostatni rozdział w wakacje:

W tunelach było zimno i ciemno. Nasze kroki odbijały się echem od ścian. Nagle przejście wyraźnie się zwężyło. Adam szedł przodem. Schylił się i wszedł do nowego tunelu. Zatrzymałam się gwałtownie. Patrzyłam, jak inni znikają w ciemności.
-Co się stało? - zapytał Piotrek.
-Ja... eee... Mam klaustrofobię. - wykrztusiłam. Chłopak popatrzył na mnie ze zdumieniem, ale nic nie powiedział. Złapał mnie mocno za rękę.
-Chodź. - pociągnął nie do tunelu. Zamknęłam oczy, starając się oddychać normalnie. Już po chwili ogarnął mnie paraliżujący strach. Zatrzymałabym się, gdyby nie Piotrek. Ścisnął mocniej moją dłoń. Przyśpieszył, więc, chcąc nie chcąc, pobiegłam za nim. Nie otwierałam oczu. Dziękowałam bogom za to, że podłoże jest takie równe. Nie mogłam stwierdzić, ile czasu minęło. Kompletnie się pogubiłam. W końcu Piotrek się zatrzymał.
-Możesz już otworzyć oczy. - powiedział. Znajdowaliśmy się w wielkiej, błyszczącej sali. Miałam wrażenie, że ktoś ją posypał brokatem. Zauważyłam coś jeszcze i przebiegł mnie dreszcz. Sala była idealnie okrągła. Wejścia miała dwa - to, przez które przeszliśmy, i naprzeciwko. "W okrągłej sali każdy sobie radzi sam". Tak to szło? Na razie jednak nie widziałam żadnego zagrożenia. Nagle usłyszeliśmy dziewczęcy śmiech.
-Wreszcie! Miałam taką frajdę, odwiedzając was w snach! - zauważyłam, że nie tylko ja się wzdrygnęłam. - Teraz możemy zobaczyć się na żywo! - do pomieszczenia weszła siedmioletnia dziewczynka. Doskonale znana mi siedmioletnia dziewczynka. Za nią pojawiła się wataha wilków. Dziecko spojrzało na każdego z nas osobno. Kiedy spojrzenie czarnych oczu spoczęło na mnie, zgięłam się w pół z bólu. Spojrzałam na swój brzuch. Rany, które dziewczynka zadała mi we śnie, zaczęły krwawić. Przedtem nie było nawet draśnięcia, teraz miałam trzy długie, piekące rany. Jęknęłam, a dziewczynka z powrotem się roześmiała.
-A więc pamiętasz nasze spotkanie. - powiedziała.
-Ja... skąd...
-Jestem boginią pięknych widoków. Jednak bogowie o mnie zapomnieli. Śmiertelnicy mnie nie znają. Nie ma o mnie żadnych mitów. Z czasem znudziły mi się zachody słońca i fale przypływu. Dla mnie pięknym widokiem jest cierpienie. Nauczyłam się wielu rzeczy.
-Przestań! - krzyknęła Julia.
-Hmm... Mam przestać? Ale tak jest fajnie! - dziewczynka pogłaskała najbliższego wilka. - A będzie jeszcze fajniej jak zginiecie na moim torze przeszkód. - groźba wypowiedziana dziecięcym głosikiem wcale nie brzmiała łagodniej. Ziemia zadrżała. Ze sklepienia zaczęły spadać małe kamyki. W sali stopniowo pojawił się śmiercionośny tor przeszkód. Po prostu ekstra... Staliśmy na krawędzi ruchomych piasków. Julka, nie zważając na to, podeszła do mnie.
-Muszę to opatrzyć. - powiedziała.
-Co? Nic mi nie jest...
-A ja jestem zielonym słoniem - prychnęła i wyciągnęła maść przeciwbólową.
-Hm... Myślałem, że słonie inaczej wyglądają. - wtrącił się Adam, udając, że uważnie przygląda się mojej siostrze. Ta prychnęła. Po zabandażowaniu przez Julkę, poczułam się, jakbym chodziła w gorsecie. (Tak przynajmniej myślałam, bo nigdy nie nosiłam gorsetu). Mała destrukcyjna bogini zniknęła w tunelu, nie zapominając oczywiście zostawić nam kilka sztuk potworów. Jak sama określiła "Żeby było bardziej niż ekstra!". Spojrzałam na ruchome piaski.
-No to idziemy. - powiedziałam. Postawiłam lekko nogę, która natychmiast zapadła się po kostkę. Szybko wyrwałam stopę. Staliśmy niezdecydowani. Potwory rzuciły się w naszą stronę.
-Tam są uchwyty! - zawołała Patrycja, pokazując gdzieś do góry. Po chwili złapała się czegoś i przeszła na rękach nad piaskami. Kiedy tylko dotknęła ziemi, ruchome piaski zniknęły zastąpione przez lasery.
-Co to...? - jęknął Filip.
-"W okrągłej sali każdy sobie radzi sam" - zacytował Daniel. Potwory rozdzieliły się. Każdy kierował się na kogoś innego. Wyjęłam łuk, odbiegając w bok. Zestrzeliłam dwie harpie, ale od razu się odrodziły.
-To nie są twoje potwory! - krzyknął Adam.
-Co?
-Każdy musi zabić jednego. - powiedział. - Tego, który go goni.
Słuchałam go już w biegu. Chciałam jak najszybciej pokonać tor przeszkód. Wyszukałam najbezpieczniejszą (chyba) drogę przez lasery i przekonałam się, że driady nie żartowały. Gimnastyka czasem się przydaje. Zorientowałam się, że się zamyśliłam, gdy zobaczyłam czerwone światło tuż przed moim nosem. Cofnęłam się lekko. Jeszcze dwa kroki i byłam wolna. W tej chwili lasery zniknęły, zostawiając ogłupiałego Filipa po środku pustej przestrzeni... Pustej, jeśli nie liczyć kolców... - odwróciłam się w stronę potwora. Wyjęłam kolejną strzałę z kołczana. Strzeliłam dwa razy i przeskoczyłam przez dziurę w podłodze. Kolejna strzała. I kolejna. W końcu potwór padł. Odetchnęłam z ulgą. Nagle jednak podłoga zadygotała i zaczęła się unosić. W wielu miejscach zrobiły się wyrwy. Daniel, który był najbliżej przejścia, usiłował utkać Mgłę, ale był zbyt zajęty swoim potworem. W końcu podłoga zmieniła się w platformy unoszące się wysoko nad... rzeką? Spojrzałam w dół. To nie była rzeka. Wyglądało to bardziej na płynne srebro. Z tego, co wiedziałam, temperatura topnienia srebra wynosiła ponad 900 °C. Odsunęłam się od krawędzi. Nagle usłyszałam krzyk Julki. Jej platforma zaczęła się kruszyć. Z przerażeniem patrzyłam na odłamki, spadające w dół. Nigdy nie zdołałabym dotrzeć na czas. W ostatniej chwili, Adam złapał moją siostrę za rękę i wciągnął na swoją platformę. Połowa się skruszyła, więc przytulili się do siebie, by nie spaść. Po chwili przeskoczyli w bezpieczniejsze miejsce. Skupiłam się teraz na swoim problemie. Obniżałam się. Byłam coraz bliżej płynnego srebra. Zaczęłam skakać z platformy na platformę. Zdołałam zbliżyć się do przejścia na odległość trzech metrów, kiedy zaatakował mnie piekielny ogar ze skrzydłami. Nie miałam pojęcia, jak takie coś w ogóle istniało. Moje strzały po prostu przez niego przeniknęły.
-Czyj to potwór? - zapytałam.
-Chyba Filipa! - odkrzyknął Daniel. Uchyliłam się przed pazurami.
-Filip! - wrzasnęłam - Zrób coś! - Natychmiast nad moją głową przeleciał helikopter z butelką greckiego ognia. Rozbił się na pysku zwierzęcia.
-Di immortales! Filip! Nie chcę tu zginąć!
-Przepraszam! - jęknął. - Nie umiem tym sterować w takiej temperaturze! System się zepsuł.
Dotarłam do tunelu. Tam było, na szczęście, przestronniej, niż w poprzednim. Nadal jednak było gorąco, pewnie przez to srebro w dole. Cofaliśmy się wgłąb korytarza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz