Wyjechałam na weekend, więc rozdział wstawiam dopiero teraz. Mam nadzieję, że wam się spodoba :)
Przez kilka dni nic się nie działo. W weekend razem z Julą unieszkodliwiłyśmy sforę piekielnych ogarów, które jakimś cudem zadomowiły się u nas w mieście. Jutro były moje urodziny. Dotknęłam lekko bransoletki od taty. Nadal nie miałam pojęcia, o co mu chodziło. Mama zajrzała do mojego pokoju.
-Spóźnisz się do szkoły. - zauważyła. Westchnęłam i zaczęłam wkładać książki do plecaka. Kiedy wkładałam buty, przede mną pojawił się Chejron. W tle rozpoznałam obóz herosów.
-O co chodzi? - zapytałam zdziwiona.
-Coś się stanie. Czuje to. Dziś zabieramy wszystkich herosów do obozu.
-Co? Jak to? Kiedy? Jak?
-Dziś koło czternastej. Oczekuj kogoś, kogo znasz. - obraz się rozpłynął. Stałam osłupiała. W końcu przypomniałam sobie, że mam lekcje i pobiegłam do szkoły.
-Do ciebie też dzwonił Chejron? - zapytałam Julkę, kiedy wchodziłyśmy do klasy. Przytaknęła, zaniepokojona.
-Co się mogło stać?
-Nie wiem, ale to musiało być coś BARDZO poważnego...
-Proszę o ciszę! - przerwała nam nauczycielka. - Sprawdzam obecność... Weronika!
Lekcja mijała zadziwiająco szybko i nawet udało mi się dobrze rozwiązać zadanie na tablicy. Na przerwę wyszłam za Michałem. Nie mogłam się na niczym skupić. Postanowiłam przejść się po korytarzu. Julka po chwili do mnie dołączyła. Obie nie mogłyśmy usiedzieć w miejscu. Co może być tak poważnego, że zarządzają ewakuację?
-Hej? Asia, tak? Spędzaliśmy razem wakacje. - zagadnął mnie jakiś chłopak. Trochę mnie zamurowało. Julka szturchnęła mnie łokciem.
-Adam. Hekate. - mruknęła.
-Aaach taaak. - mgliście go sobie przypomniałam. - Nie miałam pojęcia, że chodzisz do tej szkoły.
-I nawzajem. Jestem zaskoczony tym alarmem. A wy? - zaczął nawijać. Mechanicznie przytaknęłam, ale już po chwili przestałam go słuchać. Kiedy zabrzmiał dzwonek, pobiegłam do klasy. Na geografii siedziałam sama, bo pani usadowiła nas według listy, Miałam mnóstwo czasu na snucie domysłów, tak, że pod koniec lekcji prawie zwariowałam.
-Musimy pomyśleć o czymś innym. - powiedziałam Julce na przerwie. - Opowiedz mi o swojej dawnej szkole. - poprosiłam. Julka się uśmiechnęła.
-Miałam dodatkowe zajęcia z plastyki. Na jednej takiej lekcji narysowałam panią nauczycielkę. Nie była zbyt zachwycona.
-Karykatura?
-Skądże! - siostra parsknęła śmiechem. - Ale uwzględniłam ją bez makijażu. To było ekstra! Zrobiła się czerwona, potem fioletowa, a potem niebieska. Miałabym co rysować.
Uśmiechnęłam się lekko. Niebieska twarz? To musiało być ciekawe. Wyjrzałam przez okno na szkolny dziedziniec i cofnęłam się zdumiona.
-Czy ja mam omamy? - zapytałam.
-Jeśli tak to jest nas dwie. - Julka przycisnęła nos do szyby. Na dziedzińcu najspokojniej w świecie stały cztery pegazy. Od razu rozpoznałam mojego ulubieńca, Karmelka. Zbiegłam na dół, nie zważając na dziwne spojrzenia mojej klasy. Wyszłam na dziedziniec. Nie byłam jedyna. Na dworze już kłębił się spory tłum. Podeszłam do najbliższego pegaza. Siedziała na nim grupowa domku Iris, Kasia. Uśmiechnęła się do mnie.
-Gotowa na odjazd?
-Teraz? W środku lekcji?
-Chejron już was zwolnił. Ten gość ma niezłe sposoby. - wyjaśniła Kasia. Była ode mnie tylko dwa lata starsza. Przywitała się z pozostałymi półbogami. Wsiadłam na Karmelka. Jego brązowa sierść lśniła w słońcu. Zarzucił grzywą i zarżał. Uśmiechnęłam się. Obejrzałam się. Julka już siedziała na jasnej klaczce, za to Adam miał problem. Pegaz wierzgał i nie chciał się uspokoić. W sumie to go rozumiałam. Chłopak cały czas nawijał. Kiedy Kasi udało się uspokoić zwierzę, wzbiliśmy się w powietrze. Miałam tylko nadzieję, że mgła jakoś nas zakryje. Trudno byłoby to wytłumaczyć.
-Lecimy najkrótszą drogą do obozu! - krzyknęła Kasia. Rozumiałam ją. Mimo wszystko cieszyłam się lotem. W dole śmigały drzewa, domy, samochody. Przypomniałam sobie, że nie oddałam pracy z polskiego i prawie wybuchnęłam śmiechem. Zaczęłam się martwić o szkołę? Monotonność lotu nie zachęcała do rozmów, chociaż Adam wciąż gadał i gadał i gadał... Miałam ochotę trzasnąć go czymś ciężkim, żeby się wreszcie zamknął. Pogoniłam pegaza. Karmel zrobił koło wokół jakiegoś bloku i wystrzelił do przodu. Usłyszałam, że Julka coś krzyczy, ale nie rozróżniałam słów. Zostawiłam ich w tyle. Z pola widzenia znikło miasto, lecieliśmy teraz nad wielką równiną. Nigdy nie mogłam zrozumieć, skąd ona się tu wzięła, ale przyzwyczaiłam się. Skierowałam pegaza trochę bardziej na wschód i położyłam głowę na jego grzbiecie. Chyba przysnęłam, bo nie zauważyłam, kiedy minęła podróż. Nagle byłam już w obozie. Z radością spoglądałam na las, arenę, domki, boisko... Tęskniłam za tym miejscem. Zsiadłam z pegaza. Zdrętwiała mi noga i prawie się przewróciłam. Na szczęście w porę oparłam się o Karmelka. Inni też lądowali. Obecni obozowicze podbiegli się przywitać. Uśmiechnęłam się na widok rodzeństwa i najbliższych przyjaciół. Kasia odprowadziła pegazy do stajni, a ja padłam na swoje łóżko. Podróż była naprawdę męcząca. Nagle nade mną pojawiła się twarz Seby.
-Doberek, Jak tam w szkole?
-Nudy. Daj mi chwilę odpocząć, co? - poprosiłam. Posłuchał, co mnie zdziwiło. Spałam aż do kolacji. Obudziła mnie koncha. Szybko wyszłam z domku i ustawiłam się przed Julką w szeregu. Pomaszerowaliśmy do pawilonu jadalnego. Ze śmiechem zgoniłam ze swojego krzesła jednego z satyrów. Nic tu się nie zmieniło. Niebo szybko ciemniało, więc Chejron zapalił pochodnie. Kiedy wszyscy zjedli, zastukał kopytem w podłogę.
-Proszę o uwagę. Większość z was już przybyła, ale niektórzy dotrą niestety dopiero jutro. Dlatego też jutro wyjaśnię z grubsza, o co chodzi. Ale na razie o nic się nie martwcie. Zapraszam na ognisko!
Odpowiedziały mu wiwaty. Ja jednak poszłam od razu spać. Jedno ognisko mogłam sobie odpuścić, a miałam sporo rzeczy do przemyślenia. Z rozbawieniem zauważyłam, że znowu myślę o zaległej pracy z polskiego. Weszłam do domku. Na moim biurku ktoś położył tekst jakiejś piosenki. Zerknęłam na tytuł, ale jej nie znałam. Postanowiłam, że zbadam to jutro i wskoczyłam pod kołdrę. Po chwili zasnęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz