piątek, 3 lipca 2015

Rozdział 18 - muzeum, broń i... wszystko inne

EDIT: właśnie tak jest jak piszę na szybko. Jest nieco później niż październik... Tak powiedzmy końcówka listopada... mniej więcej :)

Jednak udało mi się napisać rozdział i to dość szybko :)

Przejażdżka skończyła się, gdy bak zrobił się pusty. Adam zjechał na boczną drogę do jakiegoś miasteczka. Do stacji benzynowej dotoczyliśmy się cudem.
-Musimy rozprostować nogi - oznajmiłam, wychodząc z samochodu. Byłam cała obolała. Przeciągnęłam się.
-No dobrze, ale musimy się rozdzielić. Mniejsze grupki może nie zwrócą uwagi. - powiedział Piotrek. On też wysiadł.
-To jak?
-Wy, dziewczyny, na pewno musicie się rozdzielić. - zwrócił się do mnie i do Julki Filip. Spojrzałam zdziwiona na siostrę.
-Dlaczego? - zapytałam. Syn Hefajstosa wzruszył ramionami.
-Gdyby coś się stało, lekarz będzie na miejscu. - wyjaśnił. A więc o to chodzi. Julka kiwnęła lekko głową.
-No dobra. Jak się dzielimy?
-Ja zostaję z Filipem. Musimy zrobić przegląd wozu. - zastrzegł Adam.
-Też mogę zostać. - zaoferowała się Jula. Spojrzałam na nią zdziwiona, ale nie protestowałam. Pozostała czwórka ruszyła do miasteczka.
-Kupmy coś do picia! Umieram. - jęknęła Patrycja. Zaczęłam się rozglądać za sklepem. Nagle Piotrek zmarszczył brwi.
-Spadnie śnieg. - powiedział. Wytrzeszczyłam na niego oczy. W odpowiedzi, chłopak wskazał wielką ciemną chmurę.
-Nie jest tak zimno, żeby spadł śnieg. - mruknął Daniel. Nie wyglądał na zachwyconego, ale on zawsze tak wyglądał.
-Czuję ventusy. Są wściekłe.
-Za wcześnie na śnieg. - upierał się chłopak. Piotrek wzruszył ramionami.
-Zobaczysz.
Zobaczyłam sklep.
-Wchodzimy. - pociągnęłam chłopaków do środka. Kupiłam sobie sok i dwa batony. Piotrek i Daniel wzięli na spółkę trzy czekolady. Nie miałam pojęcia, czemu ich po tym nie zemdliło. Patrycja popijała swoją lemoniadę, rozglądając się po okolicy. Miasteczko było nudne. Córka Ateny zauważyła w oddali duży budynek, jakieś muzeum lub bibliotekę. Od razu tam pobiegła, a my, chcąc nie chcąc, musieliśmy iść za nią. Napis nad wejściem głosił, że jest to "Muzeum historii starożytnej". Nie miałam pojęcia, po co się tu pchać, ale i tak weszłam za Patrycją i Danielem. Wnętrze było ładne, przypominało trochę grecką architekturę. W sali obok zebrał się tłum. Był prowadzony jakiś wykład.
-I właśnie dlatego twierdzę... - usłyszałam głos jakiejś kobiety. Patrycja już zniknęła w tłumie, więc przyśpieszyłam, żeby ją dogonić. Przepchałam się na początek tłumu.
-Jak potwierdzają różne źródła nie istnieje coś takiego jak Bóg. W liczbie pojedynczej, czy też mnogiej. To jest po prostu śmieszne, jak ludzie w to wierzyli i wierzą nadal. - mówiła dalej prowadząca. Czułam, że wszystko się we mnie gotuje. Śmieszne? To jakiś absurd. Ktoś złapał mnie za ramię. Piotrek. Pokręcił głową.
-Nie wiem, co chcesz zrobić, ale to nie jest dobry pomysł. - powiedział. Prychnęłam ze złością.
-Nie słyszysz, co ona mówi?
-A teraz chciałabym wam coś pokazać... - kobieta wyświetliła parę slajdów na ekranie. Aż zachłysnęłam się powietrzem.
-I co? Na to też pozwolisz? - syknęłam. Piotrek nie odpowiedział, ale w jego oczach widziałam nienawiść. Ups.
-Może lepiej już pójdziemy. - mruknęłam. Syn Zeusa nie słuchał. Wpatrywał się wściekle to na kobietę, to na rzutnik.
-Piotrek! Chyba musimy... - rozmowa przyciągnęła uwagę prowadzącej. Uśmiechnęła się do nas.
-Widzę, że macie dużo do powiedzenia na ten temat. To słucham. Może chcielibyście wyłożyć mi coś, czego nie wiem? Jesteście tylko dziećmi, ale też możecie mieć swoje poglądy. - zaśmiała się. Chciałam ją walnąć. Dość mocno. Czymś ostrym. Miałam coś odpowiedzieć, ale Piotrek mnie uprzedził.
-Kiedy pani kończy?
-Słucham?
-Kiedy pani kończy wystąpienie. Mogę z panią o tym porozmawiać, ale nie przy tych ludziach, bo mogłoby dojść do... nazwijmy to ostrej wymiany zdań. - chłopak rozłożył ręce. Kobieta wyglądała na zaskoczoną, ale kiwnęła głową.
-Za pięć minut na zapleczu. I tak już skończyłam. - oznajmiła. Pociągnęłam Piotrka za rękaw.
-Co ty chcesz zrobić?
Chłopak zacisnął pięści.
-Musi za to zapłacić.
-Hm.. To śmiertelniczka, tak? Chyba nie jest dobrym pomysłem... - przerwało mi pojawienie się Daniela i Patrycji.
-To kiedy ją uświadomimy? - zapytał ponuro Daniel, błądząc dłonią w pobliżu miecza. Wytrzeszczyłam oczy.
-Słuchajcie...
-Asia. To nie twój... To nie on był...
-Dobra, już rozumiem. - uniosłam lekko ręce. Sama chciałam zmiażdżyć tę kobietę, ale nie byłam blisko wcielenia tego planu w życie.
-Okej, idziemy na zaplecze. - westchnęłam. Kobieta już na nas czekała. Uśmiechnęła się na nasz widok. Nie przejęła się naszymi twardymi minami.
-Och, przyprowadziłeś kolegów? Jak miło z twojej strony, chłopcze. Słucham, o czym chciałbyś porozmawiać.
-Chciałbym się zapytać, dlaczego publicznie upokorzyła pani mojego ojca. - odpowiedział zimno Piotrek. Kobieta wyglądała na zaskoczoną, przez chwilę nie mogła znaleźć słów.
-Jesteś synem... Jakiegoś eee... co?
-Obraziła pani naszych rodziców. - wtrącił się Daniel. Z zaciśniętej pięści unosił się dym. Podwójne ups.
Kobieta chyba tego nie zauważyła.
-Jesteście rodzeństwem? Nie wyglądacie.
-Nie jesteśmy rodzeństwem. - wtrąciłam się. Z logicznego punktu widzenia to Piotrek był przyrodnim bratem mojego ojca, czyli moim wujkiem... Szybko odrzuciłam tę myśl. Kobieta straciła wątek.
-Nikogo nie obrażałam naumyślnie. - powiedziała w końcu. Piotrek roześmiał się zimno.
-Ależ oczywiście, że tak.
-Mam rozumieć, że jesteście jakimiś fanatykami, tak silnie związanymi ze swoją religią, że uważacie Boga, czy też bogów... za swoją rodzinę? - zapytała
-Skądże. Tak się składa, że niczego sobie nie wymyśliłem. - Piotrek wyciągnął miecz. Na kobiecie zrobiło to spore wrażenie, ale ja wpatrywałam się w to z powątpiewaniem. To był niebiański spiż. Nie zrobi jej krzywdy.
-Masz pozwolenie na bron? - zapytała.
-Od urodzenia.
-Słucham?
-Nie to ja słucham. Dlaczego pani obrażała mojego ojca. Jestem pewien, że mu się to nie spodobało.
-A mogę wiedzieć... kim jest twój ojciec? - zaryzykowała pytanie,
-Oczywiście. Moim ojcem jest Zeus. Król bogów. - odparł Piotrek. Kobieta parsknęła śmiechem.
-Czekaj... ty nie żartujesz,.. - odezwała się zdumiona. Nadal miała zdziwioną minę, gdy Piotrek przywołał piorun i wyparował ją na miejscu. Gapiłam się oniemiała w miejsce, gdzie przed chwilą stała kobieta,
-Co ty zrobiłeś? - zapytałam. Chłopak wzruszył ramionami.
-Gdyby mój ojciec się nie zgadzał, nie dałby mi pioruna. - odparł. Nie byłam tego taka pewna, ale milczałam.
-Musimy się stąd zbierać! - Patrycja wygoniła nas z pomieszczenia. - Zaraz ktoś zauważy, że jej nie ma.
Biegiem wróciliśmy do samochodu. Filip czekał w środku, ale Adama i Julki nie było.
-Gdzie oni są? - zapytał Daniel.
-Poszli po coś do jedzenia, - Filip wzruszył ramionami. Po chwili byliśmy już w komplecie zajadając się kanapkami i hot-dogami. Adam znowu prowadził i wcale mu to nie przeszkadzało. Zastanawiałam się, gdzie się tego nauczył. Bez przeszkód mknęliśmy autostradą, dopóki nie trafiliśmy na patrol.
-Hamuj! - wrzasnęłam, widząc, że przekroczyliśmy dozwoloną prędkość. Niestety, Adam nie zdążył wcisnąć hamulca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz