Chcieliście długo, to proszę :)
Za prędko nadszedł piątek. Wszyscy chodzili podekscytowani. Zaraz po obiedzie miała się odbyć bitwa o sztandar. Na lekcji z łucznictwa nikt nie potrafił się skupić. Strzały śmigały na wszystkie strony. W końcu Chejron zarządził koniec zajęć i kazał nam znaleźć strzałę, która dziwnym trafem znalazła się na rosnącym koło areny drzewie. Kiedy już wszystkie strzały zostały znalezione (chyba wszystkie), Chejron pozwolił nam wrócić do siebie. W domku nikt nie potrafił usiedzieć w miejscu. Nie potrafiliśmy myśleć o niczym innym, tylko o bitwie. Zawarliśmy sojusz z Ateną, Hekate, Demeter, Hermesem, Hadesem i Tyche. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Weszła Oliwia - wysoka, smukła dziewczyna, o ciemnoblond włosach i szarych oczach - grupowa domku Ateny. Od razu zwróciła się do Seby.
-Mogłabym ci zająć chwilę? Musimy omówić parę rzeczy.
-Jasne. - oboje wyszli.
-Jak myślisz, o czym gadają? - Diana zwróciła się do mnie. Wzruszyłam ramionami. Zanim zdążyłam coś odpowiedzieć, wrócił Seba.
-Musimy jeszcze raz wszystko sprawdzić. Macie pod ręką swoje łuki? ... Dobrze. Kołczany?
-Są. - odpowiedzieliśmy zgodnie. Dziś już nasz grupowy pytał się o to trzy razy, no ale cóż...
-A..
-Tak, wiemy. Pytałeś się o to już kilka razy. - przerwała mu Diana. Była tylko o rok młodsza od Seby, ale czasem zachowywała się tak, jakby była starsza. Tymek chyba chciał coś powiedzieć, ale zanim otworzył usta, rozległ się głos konchy. Wszyscy podskoczyliśmy jak oparzeni. Seba drgnął, zaskoczony i w pośpiechu zaczął nas ustawiać w szeregu. Oczywiście na początku stanęła Diana. Później Wera, ja i Julia, a na końcu kłócące się bliźniaki. Na obiad ruszyliśmy prawie biegiem. Posiłek wszyscy zjedli w ekspresowym tempie (zapach ofiary dla bogów nie zdążył jeszcze dobrze się rozwiać) i jak tylko Chejron dał znak, pobiegli do domków założyć zbroje i przypasać broń. Założyłam lekki napierśnik i hełm z niebieskim pióropuszem. Potem Jula pomogła mi zapiąć naramienniki. Do ręki wzięłam łuk, a przez plecy przewiesiłam sobie kołczan z tuzinem zwykłych strzał i pięcioma strzałami "specjalnymi". Wszyscy mieliśmy podobne uzbrojenie. Wyszliśmy na plac do koszykówki. Seba zwrócił się do mnie i do Julki:
-Wy będziecie w patrolu granicznym, razem z Patrycją, córką Ateny. Pamiętajcie: strzelajcie, żeby zranić, a nie zabić!
-Seba. Mówiłeś nam to już tysiąc razy. Za bardzo się tym przejmujesz. Pamiętasz jak zrobiłeś pobudkę w środku nocy i kazałeś nam wszystko powtarzać? Teraz tylko musimy znaleźć Patrycję. I wszystko będzie okey. - zakończyłam. Mój brat wyglądał na nieco zdezorientowanego, ale kiwnął głową i poszedł do Tymka i Pawła. Julka pociągnęła mnie za rękaw.
-Tam jest. - powiedziała. Podeszłyśmy do dziewczyny w naszym wieku, także ubranej w zbroję, lecz mającej zamiast łuku obosieczny miecz.
-Hej. Patrycja, tak? Jestem Julia, a to jest Asia. Jesteśmy z tobą w patrolu granicznym. - powiedziała moja siostra.
-Cześć. - Patrycja uśmiechnęła się. - Właśnie miałam was szukać.
-Uwaga! - rozległ się głos Chejrona - obecnie sztandary są w posiadaniu dzieci Ateny i dzieci Zeusa. Drużyna niebieska ma lewą stronę lasu, czerwona prawą. Strumień jest granicą. Zajmijcie pozycje! Kiedy usłyszycie konchę, to będzie znak, że gra się rozpoczęła. Ja będę sędzią i lekarzem polowym. Ruszać!
Cały obóz (z wyjątkiem dzieci Afrodyty i Hypnosa) ruszył w las. Razem z Patrycją i Julką chciałyśmy znaleźć sobie miejsce odpowiednio blisko strumienia, ale dobrze ukryte.
-Chodźcie tutaj. - zawołała Patrycja. Pokazała świetną kryjówkę. Od strony strumienia nie było jej widać, a miałyśmy tu pełną swobodę ruchów.
-Świetne miejsce. To jaki jest plan? - zapytałam dziewczyny.
-Kiedy ktoś będzie chciał przejść, strzelajcie. Jak podejdzie zbyt blisko, ja się nim zajmę. - powiedziała córka Ateny.
-Może być. - Jula się uśmiechnęła.
-Jakby co pomogę ci. - poprawiłam sztylet w pochwie. Rozbrzmiała koncha. Gra się rozpoczęła. Tuż koło nas przebiegła Oliwia z dwoma swoimi braćmi. Chwilę później z lasu wyłoniło się trzech synów Hermesa i też przeskoczyło strumyk. Słyszałam, że inne grupki przedzierają się nieco dalej, ale to już był teren drugiego patrolu granicznego. Poza tym to byli nasi, więc czym się przejmować. Nasza okolica opustoszała, choć już było słychać odgłosy walki.
-Na razie nie ma nic do roboty. - szepnęła Jula.
-Ćśśś... - mruknęła Patrycja.
-Jula, przygotuj się. - szepnęłam i, nie odrywając wzroku od drugiego brzegu strumienia, bezgłośnie założyłam strzałę na cięciwę. Ktoś przedzierał się przez las. Był już bardzo blisko naszej kryjówki. Nagle zza krzaków wyłoniło się dwóch obozowiczów. Rozpoznałam ich od razu. Olek i Kevin, synowie Aresa. Zanim udało im się przekroczyć wodę, wystrzeliłam. Trafiłam Kevina w lewą łydkę. Zaklął i złapał się za nogę. Olek rozejrzał się czujnie dookoła, ale zanim zdążył wyciągnąć jakieś wnioski, strzała Julki, omijając tarczę, wbiła się w jego prawe ramię. Chłopak upuścił miecz, spoglądając z niedowierzaniem na rękę. Cofnęłyśmy się trochę i wyszłyśmy z innej strony. Na wszelki wypadek.
-Nie możemy ich tak zostawić. - zauważyła Patrycja. - Ktoś może się tu na nich natknąć.
Chłopaki jeszcze nie ochłonęli z zaskoczenia, więc siedzieli cicho, ale ja wiedziałam, że może się to zaraz zmienić. Dałam znak siostrze i szybko zakneblowałyśmy jeńców. Niestety, zanim zdążyłam wszystko zrobić jak należy, Olek wrzasnął:
-Drzew... - resztę stłumił knebel.
-Musiałeś? - rzuciłam mu wściekłe spojrzenie. Ten skinął bezczelnie głową. We trójkę związałyśmy chłopakom ręce i zaprowadziłyśmy do dużego dębu. Tam ich przywiązałyśmy, lecz zanim zdążyłyśmy wrócić do kryjówki, powstrzymał nas pewien głos.
-Dobra robota, dziewczyny. - odwróciłyśmy się. Nad strumieniem stał Piotrek. W jego zielonych oczach było coś, co mi się wcale nie spodobało.
-Czemu nie lecisz po flagę? - zapytałam wskazując las za moimi plecami.
-Inni się tym zajmą. Ja i moje rodzeństwo mamy za zadanie osłabić wasz opór.
-Co? - myśl, że dzieci Posejdona zechcą pozbyć się wszystkich z okolic STRUMIENIA nie napawała optymizmem. Nagle, bez uprzedzenia, Patrycja zaatakowała. Piotrek przez chwilę się zawahał, ale zaraz potem odparował cios. Patrycja była naprawdę dobra w szermierce, ale syn Posejdona miał przy sobie potęgę wody. W pewnym momencie drasnął Patrycję w rękę. Chciałam jej pomóc, ale uświadomiłam sobie, że nie mogę. Na łuk, odległość była zbyt mała, a sztyletem niezbyt dobrze sobie radziłam. Mogłam tylko pogorszyć sprawę. Zamiast tego uważnie wpatrywałam się w zarośla. Usłyszałam jakąś krzątaninę. W naszą stronę biegło kilka osób. Ze zdumieniem zobaczyłam Sebę, ciągnącego sztandar z wymalowanym orłem. Na bogów, jak on to zrobił? Ale zamieszanie wybuchło też po naszej stronie strumienia. Zobaczyłam Olę, córkę Aresa, ciągnącą naszą flagę. Nie namyślając się długo, wystrzeliłam. Niestety, chybiłam o pół metra. Piotrek i Patrycja zamarli w bezruchu. Nikt nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Mgliście przypomniało mi się, że w historii obozu miało miejsce już podobne wydarzenie. Wera zaprowadziła mnie wczoraj na strych. Była tam kartoteka obozu. Czytałam tam o Percym Jacksonie, synu Posejdona, ale przecież to nie może być powtórka z rozrywki, nie? Rozmyślania przerwał mi tryumfalny krzyk. Seba przeskoczył strumień, tuż obok oniemiałego Piotrka. Sztandar zalśnił. Na płótnie zabłysła wielka lira. Wygraliśmy bitwę.
Dopiero dzisiaj zacząłem czytać twoje rozdziały i sądzę że są naprawde dobre. Nie zauważyłem ani jednego błędu. Bardzo mi się podoba w jaku sposób piszesz dialogi, a opisy również są świetne. :-) Tak więc niecierpliwie czekam na c.d. :-) Chciałbym cie rówmnież zaprosić na mojego bloga pod linkiem:
OdpowiedzUsuńhttp://syn-nieba.blogspot.com
Pozdrawiam i życze weny :-)
Dziękuję ci :)
UsuńC. d. spróbuje napisać jak najszybciej :)
Już patrzę na bloga.