środa, 13 maja 2015

Rozdział 13 - misja

Przed przeczytaniem: Mam problemy z imionami. Może podacie mi jakieś pomysły? Nie muszą być polskie, tych mam już nadmiar :)
Wiem. Długo mi się zeszło, ale piszę jeszcze opowiadanie na konkurs. Mam nadzieję, że się wam spodoba.


Od razu, gdy się obudziłam, uświadomiłam sobie, że zaspałam. Na przeciwko mnie spała Julka. Oprócz nas, nie było tu żywej duszy (martwej chyba też nie).
-Julka! - potrząsnęłam siostrą. - Zaspałyśmy!
Zaspana otworzyła oczy.
-Cco?
-Nikt nas nie obudził, pewnie już skończyli śniadanie! - szybko się ubrałyśmy. (Może przemilczę moją próbę włożenia skarpetek na ręce). Gdy wyszłam z domku, stanęłam jak wryta. Cały obóz był... wymarły? Nie słyszałam żadnych dźwięków; nikt nie rozmawiał, nie szczękała broń, umilkły nawet ptaki. Ktoś klepnął mnie w ramię.
-Co tu się właściwie dzieje? - zapytała mnie Patrycja. Wzruszyłam ramionami.
-To jakaś nowa gra? - od strony jedynki przyszedł Piotrek.
-Wy też zaspaliście? - zapytała Julka. Przytaknęli.
-Może ich poszukamy? - zaproponowałam. Przecież wszyscy mieszkańcy nie mogli tak po prostu wyparować! Zaczęliśmy iść w stronę jadalni.
-Hej! Poczekajcie! - od strony piątki dobiegł nas jakiś głos. W naszą stronę biegł Adam. Po chwili dołączył też do niego Filip, syn Hefajstosa. Zdziwiona zerknęłam na wszystkich po kolei.
-Nikt nas nie obudził, teraz wszyscy zniknęli. O co tu chodzi?
Oczywiście nikt nie uraczył mnie odpowiedzią. Zaczęliśmy wspinać się na lekkie wzgórze, na którym znajdowała się jadalnia. Kiedy weszliśmy na szczyt, zamurowało mnie. Patrzyliśmy na cały obóz, który w milczeniu przyglądał się nam. Zaczęłam się zastanawiać, czy na pewno nie mam skarpetek na rękach, albo czy nie jestem jeszcze w piżamie. W końcu Piotrek przełamał milczenie. Chrząknął i wystąpił do przodu.
-Co się tutaj dzieje? - zapytał, kierując pytanie do Chejrona.
-No cóż, chłopcze... Jakby to ująć... - szukał odpowiedniego słowa. Ale gdy ktoś już coś powiedział, wokół mnie rozbrzmiały szepty. Wywnioskowałam z tego jedno - Wyrocznia. Coś mi mówiło, że to nie będzie dobra wiadomość.
-Musicie wyruszyć na misję. - powiedział wreszcie Chejron, potwierdzając moje domysły.
-Co? Jak to? - Piotrek wyglądał na oszołomionego. Centaur skinął na Sebę.
-Dziś rano - zaczął nasz grupowy - jak zwykle wstaliśmy na śniadanie. Asia zwykle wstaje jako jedna z pierwszych, dlatego zdziwiło mnie, że jeszcze śpi. Ponadto ani jej, ani Julii nie udało nam się obudzić. W końcu, sporo spóźnieni, poszliśmy na śniadanie. Okazało się, że nie tylko my mamy taki problem. - wskazał na stoliki Ateny, Aresa, Zeusa i Hefajstosa. A potem... Zdarzyło się to.
-To? - zapytałam zdziwiona.
-Może będzie lepiej jak sama to usłyszysz. - do przodu wysunęła się Elizabeth. Wytrzeszczyłam oczy. Już dawno nie widziałam naszej wyroczni.
-Eee.. - mruknęłam. Elizabeth zamknęła oczy, wzięła głęboki wdech i zaczęła recytować:
"Ci, na których spłynął głęboki sen
Muszą wyruszyć lada dzień.
Uwolnią sprzymierzeńca od ptaka i rekina
Na małe dziecko wciąż czeka rodzina.
To, czego szukają, odnajdą pod ziemią
Gdzie małe kamienie bez przerwy się mienią.
Jedno nie dotrze do bezpiecznych bram
W okrągłej sali każdy sobie radzi sam."

Zamurowało mnie. Spojrzałam ze zdumieniem na otaczających mnie herosów.
-Sen... Dzieci Hypnosa? - zapytał z nadzieją Filip. Elizabeth pokręciła głową.
-Dziś tylko wy się spóźniliście na śniadanie. To jasne, że chodzi o was. Nie zdołałam wymyślić rozsądnej wymówki. To prawda, zawsze chciałam iść na misję, ale nie kiedy wszyscy są przymusowo zawożeni do obozu i nie wolno go opuszczać. Wszyscy myśleli o tym samym - to będzie misja samobójcza. Kiedy usiadłam na swoim miejscu przy stole, nie mogłam nic przełknąć. Wpatrywałam się w swój talerz. Niby nie miałam jeszcze czym się martwić. Jeszcze jestem bezpieczna. Ale jak długo to potrwa?
-Asiu! Julio! Wyruszacie za dwa dni. Dziś jest dzień wolny, ale jutro też jesteście zwolnieni z zajęć. Przygotujcie się dobrze do tej misji. Nie będzie łatwa. - Chejron odkłusował do swoich obowiązków. Jeśli miał mi poprawić humor, to raczej mu się nie udało. Teraz będę miała dwa razy więcej czasu, żeby popaść w depresję.
-Asia? Julka? Gracie? - nasze rodzeństwo już wstało od stołu. Paweł wymachiwał piłką do koszykówki. Wdzięczna wstałam od stołu.
-Jasne! - pobiegłam na boisko. Zebrała się tam już spora grupka gapiów. To dobrze. Będę miała jak najmniej czasu, żeby się zamartwiać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz